Historia poronienia
Moja historia zaczyna się w momencie, gdy z mężem zaczęliśmy myśleć o powiększeniu rodziny. Byłam podekscytowana i pełna nadziei, marząc o tym, jak to będzie, gdy w naszym życiu pojawi się małe dziecko. Wkrótce po pozytywnym teście ciążowym przyszły pierwsze wątpliwości, które dodawały mi dodatkowego stresu. Z jednej strony cieszyłam się z tej nowiny, z drugiej miałam obawy, czy będę świetną mamą, czy podołam nowym obowiązkom. Pierwsze tygodnie mijały w euforii, jednak już po krótkim czasie zaczęły się pojawiać oznaki, które zaniepokoiły mnie i męża. Czułam się coraz słabiej, a bóle brzucha, które wcześniej uważałam za normalny element ciąży, stawały się coraz bardziej intensywne. Niestety, to, co zaczęło się jako piękna przygoda, szybko przerodziło się w koszmar. Gdy tylko udałam się do lekarza, moje najgorsze obawy zostały potwierdzone – poronienie było nieuniknione.
Całe moje życie w tamtej chwili zawirowało. Przepełniały mnie różnorodne emocje — od smutku, przez gniew, aż po bezradność. Jak można wyjaśnić to ogromne uczucie straty, gdy na początku cieszyłam się z nadziei na nowe życie, a później zostałam sama z pustką? Każda myśl o tym, co mogłoby być, zadawała mi ból, który zdawał się nie mieć końca. Wraz z mężem próbowaliśmy odnaleźć się w tej rzeczywistości, jednak im dłużej to trwało, tym bardziej zdawaliśmy sobie sprawę, że nie ma jednego prostego sposobu na poradzenie sobie z tym doświadczeniem. Niełatwo było też rozmawiać z bliskimi, choć wiedziałam, że każdy z nich miał dobre intencje. Czułam, że nikt poza mną nie może zrozumieć, czego doświadczyłam, co sprawiało, że stawałam się jeszcze bardziej zamknięta w sobie.
W miarę upływu czasu zaczęłam dostrzegać, jak bardzo poronienie wpłynęło na moje życie i relacje. Wspomnienia o ciąży wciąż pozostawały świeże, co czyniło każdy dzień trudnym. Uświadomiłam sobie, że nasze emocje i wspomnienia nie sposób całkowicie zablokować, ale można nauczyć się z nimi żyć. Zaczęłam dokumentować swoje osobiste doświadczenia w dzienniku, co okazało się niezwykle terapeutyczne. W ten sposób mogłam dzielić się z samą sobą tym, co czułam, a także analizować każdy krok swojej podróży. To pomogło mi zrozumieć, że pomimo bólu i smutku są także chwile, w których mogę dostrzegać światło, a także budować nadzieję na przyszłość. Dzięki temu procesowi nauczyłam się, jak ważne jest, aby rozmawiać o swoich uczuciach, zamiast je tłumić. To była długa droga, ale z każdą stroną zapisaną w dzienniku przypominałam sobie, jak wartościowe są marzenia i jak istotne jest, by w obliczu straty umieć odnaleźć siłę w sobie.
Emocjonalne skutki doświadczenia
Po przeżyciu poronienia, moje emocje były na równi pochyłej. Każde wspomnienie związane z naszą ciążą przywoływało ból, który zdawał się być nie do zniesienia. Odczuwany smutek zmieniał się w frustrację, a później w głęboki żal. Z każdą myślą o utraconym dziecku czułam, jak ogarnia mnie ogromna pustka, którą trudno było zaspokoić. Z początku próbowałam być silna, myśląc, że mogę przejść przez to, nie okazując emocji. Jednak wypieranie uczuć tylko pogłębiało mój stres. To, co powinno być czasem radości i ekscytacji, przerodziło się w trudną i męczącą walkę z samą sobą.
Przez te chwile zrozumiałam, że każdy przeżywa stratę na swój sposób. W moim przypadku ogromny wpływ na moje zdrowie psychiczne miała brak akceptacji tego, co się wydarzyło. Miewałam dni, kiedy odczuwałam przygnębienie, a nawet nienawiść do siebie, że nie byłam w stanie utrzymać ciąży. Kiedy postanowiłam otworzyć się przed mężem, ujrzałam, że on także zmagał się z tymi uczuciami, choć zupełnie inaczej je przeżywał. Rozmowy stały się dla nas obojga ważnym sposobem na poradzenie sobie z emocjami. Zyskaliśmy przestrzeń na wspólne dzielenie się naszymi lękami i smutkami, co w końcu pozwoliło nam zbliżyć się do siebie w obliczu tak trudnej sytuacji.
W miarę upływu czasu zrozumiałam, że nie ma z góry ustalonego sposobu na poradzenie sobie z poronieniem. Każdy z nas ma swoją historię i unikalne doświadczenia, co sprawia, że emocje mogą być różne. Jedni szukają wsparcia w bliskich osobach, inni podejmują próbę przetworzenia bólu w samotności. Zaczęłam dbać o siebie na nowo, co oznaczało wprowadzenie zdrowych nawyków. Ruch na świeżym powietrzu, regularne spacery oraz medytacja stały się moimi sprzymierzeńcami. Oprócz tego, rozpoczęłam pracę nad akceptacją i wybaczeniem sobie. Rysując i tworząc sztukę, mogłam lepiej zrozumieć swoje emocje, a także odnaleźć spokój. Każdy z tych kroków był dla mnie istotny w procesie uzdrawiania, a poprzez te działania zaczęłam stopniowo łagodzić swoje wnętrze, które dotąd było naznaczone stratą.